Od niespełna dziesięciu lat mieszkam w Polsce i zawsze kiedy na placu zabaw, w sklepie lub w poczekalni do lekarza rozmawiam z dziećmi po węgiersku, wszyscy wokół patrzą na nas jak na przybyszów z obcej planety. Co bardziej ciekawscy dopytują, cóż to za dziwny, do niczego niepodobny język, z kolei bardziej rozeznani, zaprawieni w podróżach do Hajdúszoboszló lub nad Balaton, z szerokim uśmiechem pozdrawiają skinięciem głowy i zawołaniem: „Jó napot kívánok!”, mocnym akcentem dając do zrozumienia, że rozpoznają naszą egzotyczną mowę.